Szukamy dalej, prawie jedziemy po Wartburga, ale odpuszczamy.
Potem rodzi się pomysł na Nysę. Mamy straszne ciśnienie, ale przekonuję chłopaków do Poloneza (albo dwóch). Szukamy. Jest. Cena dobra, umawiam się na niedzielę, ale właściciel pracuje. Więc umawiam się na poniedziałek. Kiedy mamy już wyjeżdżać - dzwonię, potwierdzam - samochód sprzedany.
Znajdujemy w końcu Atu. Cena nieregulaminowa, ale w Sosnowcu, silnik Rover'a, jedziemy oglądać.
Ale auto rzęzi, trzęsie - po przejażdżce - rezygnujemy.
Wreszcie się udało. Znajdujemy wypieszczonego Poloneza wersja Akwarium, rocznik 1991.
Jedziemy do Starachowic, kupujemy i wracamy.
Choć auto dopieszczone, to jednak okazuje się, że mamy brak ładowania. Jest cały czas minus 19 stopni Celsjusza. Robimy pamiątkowe foto pod zamkim w Chęcinach i bez gaszenia silnika po drodze - ledwo dojeżdżamy.
Na drugi dzień, okazuje się, że to tylko luźny pasek :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz